Nie wiem jak u Was, ale u mnie jest obrzydliwie szaro, buro, ponuro i deszczowo! :((( Dlatego też szybko muszę dostarczyć sobie i może też Wam duuuuuuużo słońca! A te duuuuuuuużo słońca miałam w ostatni weekend! Porządnie naładowałam akumulatory i dzięki czemu jeszcze jakoś funkcjonuję :D
A miejsce, które odwiedziłam w zeszły weekend to Lizbona. Tu muszę dodać, że w samej Portugalii jestem zakochana od dawna bo jako studentka spędziłam tam pół roku na programie Erasmus. I było to najlepsze pół roku mojego życia... :D Mimo, że nie mieszkałam w Lizbonie to do każdego zakątka tego kraju wracam z wielkim sentymentem. Już sam język to miód na moje serce, a raczej uszy :D
Zwłaszcza teraz kiedy dla porównania mam charczący holenderski :) A dodatkowe 16 stopni i pełnia słońca na koniec stycznia... tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że warto tam wracać. Zwłaszcza z tej ciemnicy :-/ Koniec biadolenia i czas na zdjęcia. Będzie kolorowo, wzorzyście i słonecznie- bo taka właśnie w trzech słowach jest Portugalia.
Centrum Lizbony