W
momencie gdy czytacie tego posta to ja szybuję sobie gdzieś po
niebie w kierunku Polski...
W
momencie gdy go piszę mam jeszcze dwa dni do wyjazdu, więc nadszedł
krótki czas podsumowań i przeżycia wszystkiego raz jeszcze.
Powiem
Wam szczerze, że cholernie nie chce mi się wyjeżdżać, ale co
zrobić :( Jutro ostatni dzień, który caaaaaały caaaaalutki spędzę
na plaży, wieczorem pakowanie a w czwartek rano samolot...
...ale
na razie cofnę się w czasie do pierwszego tygodnia mojego pobytu na
wyspie. A mianowicie dwa dni po przyjeździe, zmęczeni słońcem
(czytaj poparzeni :P) postanowiliśmy trochę odpocząć i wybrać
się na pierwszą wycieczkę. Znajomi, którzy byli tu wcześniej
gorąco polecali wyjazd na dwudniowe safari, na które zresztą się
zdecydowaliśmy.
Przygodę
rozpoczęliśmy w niedzielę o 8:00 rano kiedy pod hotelem stawił
się nasz kierowca i towarzysz dwóch następnych dni Hasante
(niestety nie wiem jak pisze się jego imię jak również
zapomniałam uwiecznić go na zdjęciu). Mieliśmy do pokonania około
200 km co okazało się nie lada wyczynem i zajęło nam jakieś 6
godzin. A mianowicie:
1)
na wyspie ruch jest lewostronny
2)
kierowcy jeżdżą jak wariaci - aż cud, że nie widać wypadku na
każdym możliwym kroku
3)
nikt nie jedzie szybciej niż 30/40 km/h
Całe
szczęście mieliśmy wygodnego busa z klimatyzacją, a kierowca
pokazywał nam po drodze dużo ciekawych miejsc.
Przystanek
nr --> 1 Muzeum Maski
Maski
z drewna to charakterystyczne wyroby tutejszego rzemiosła
artystycznego. Wykorzystywane w obrzędach uzdrawiających i mające
chronić przed demonami. Bardzo kolorowe ale udekorowane wręcz
demonicznie. Sami zdecydujcie czy chcielibyście coś takiego
powiesić sobie nad wejściem do domu :)
Przystanek nr 2 --> Kopalnia kamieni księżycowych.
Sri Lanka jest znana z wydobycia i obróbki kamieni szlachetnych i półszlachetnych. Odwiedziliśmy jedna z takich kopalni, która wyglądała dokładnie tak:
Zapomniałam zrobić zdjęcia z daleka, na którym kopalnia wygląda się jak mała dziura w ziemi. Z bliska i na zdjęciu powyżej już jakoś się prezentuje. Jest to dół o głębokości 20 metrów, w którym Pan ze zdjęcia powyżej pracuje godzinę po czym godzinę odpoczywa :)
W czasie swojej godzinnej pracy nabiera do koszyka coś co wygląda jak grudy gliny, które następnie płucze w równie czystej wodzie :)
...wybiera już konkretne kamienie. A może tam znaleźć: szafiry, rubiny, ametysty, topazy i wiele wiele innych.
Następnie kamienie poddawane są obróbce ręcznej...
...lub mechanicznej...
...i finalnie trafiają do Pana, który robi z nich biżuterię :)
Przystanek 3 --> to już nasze upragnione Safari... ale moment, trzeba zamienić busa na odpowiednio do tego przystosowany samochód...
...i ruszamy w stronę Parku Narodowego Yale. W związku z tym, że jest już późno i robi się ciemno, najpierw czeka nas kolacja i nocleg a na safari ruszymy dopiero następnego dnia o świcie.
Nocleg spędzamy w dość nietypowym miejscu, a mianowicie domkach na drzewie niemal przed samą bramą Parku Narodowego.
Muszę
przyznać, że świadomość tego że domki znajdowały się na
wysokości 25m a nad łóżkami zawieszone zostały moskitiery i że
wszystko to zostało stworzone w konkretnych celu spowodowało, że
oczywiście przez całą noc nie zmrużyłam oka :) Byłam pewna, że
zaraz mnie coś zje, ukąsi, ukłuje...cokolwiek! Nie pomagał fakt,
że w domkach byliśmy tylko my i głucha cisza, w związku z czym
odgłosy zwierząt z zewnątrz były wyjątkowo donośne. Ciekawym
doświadczeniem była także doba bez elektryczności, internetu,
komórek itd. Lu - dałabyś radę? :)))
A
tu nasz gospodarz Sudu, który wraz ze swoimi pomocnikami przygotował
dla nas kolację zaraz po przyjeździe. Oczywiście same tutejsze
przysmaki. Wspominałam już, że jedzenie na wyspie jest bardzo
mocno przyprawione i wręcz wypala gardło? Przeciętny turysta nie
jest w stanie zjeść tak przyprawionego dania, dlatego cokolwiek
zamawiacie na wyspie zawsze trzeba zaznaczyć "no spicy"
:)))
Następnego
dnia zaraz o świcie wypiliśmy kawę/herbatę i ruszyliśmy w drogę.
Resztę zobaczycie na zdjęciach...
Zobaczyć
tyle zwierząt na wolności i w ich naturalnym środowisku -
bezcenne! I nie tyle same zwierzęta co i widoki były wręcz
niesamowite. Po 4 godzinach jazdy i poszukiwaniu zwierząt,
obrzydliwie brudni ale szczęśliwi wróciliśmy na śniadanie do
naszej osady z domkami na drzewach. I to koniec przygody na safari.
Jeszcze tylko 6 godzin drogi powrotnej i jesteśmy w hotelu :)))
To
chyba tyle na dziś. Czeka Was jeszcze jeden odcinek ze Sri Lanki,
ale to już w przyszłym tygodniu. A tymczasem piątek tuż tuż więc
życzę wszystkim miłego weekendu! :)
Ostatni
raz ze Sri Lanki
A.
Pewnie, że taka maska mogłaby zawisnąć u mnie w domu. Dodatkowa ochrona przed demonami zawsze się przyda :)
OdpowiedzUsuńPrzyglądanie się pracy ludzi wnosi do naszego życia jeszcze więcej, niż kupowanie w jej wyniku towarów.